Skomentuj:
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX
Widownię rozgrzał support - Raven Eye - a główny koncert rozpoczęło - jeszcze z głośników intro „Clown 3D”, które Slash napisał kilka lat temu, na potrzeby jednego z parków rozrywki. Następnie rozbrzmiały pierwsze dźwięki „You're a Lie”, jednego z najbardziej rockowych numerów, jakie Slash nagrał z Mylesem Kennedym i Conspiratorsami. Drugi utwór był okazją, do powitania supergrupy w naszym kraju. W ramach akcji „Przywitaj Slasha z Antyradiem”, fani, którzy mieli miejsca na płycie, otrzymywali cylindry. Gdy tylko Slash zaczął grać „Nightrain”, wszystkie zostały podrzucone do góry. Co ciekawe, zdjęcia obiegły fanpage Slasha na całym świecie. Również muzycy jego zespołu, udostępniają na swoich portalach społecznościowych zdjęcia fanów w cylindrach i filmiki z „Nightrain”. Zobaczcie, jak to wyglądało:
Bez najmniejszego oddechu zespół zagrał „Avalon”, „Standing in the Sun”, „Back from Cali” (pierwsza piosenka nagrana przez Slasha i Mylesa Kennedy'ego, jeszcze w 2010 roku na albumie „Slash”), „Wicked Stone” i - po raz pierwszy od kilku lat - „Bad Rain”. Slash rozpoczął intro do „You Could Be Mine” i po raz kolejny tego wieczora udowodnił, że jest w świetnej formie. Na dwóch kolejnych piosenkach,- „Doctor Alibi” i „Welcome to the Jungle”, Mylesa Kennedyego za mikrofonem zastąpił Todd Kerns. W trakcie koncertu oddał on swój mikrofon jeszcze jeden raz. Ale o tym później.
Po wielkim hicie Gunsów, przyszedł czas na kolejny numer Mylesa i Slasha z 2010 roku. Od ponad tygodnia Kennedy dedykuje „Starlight”, wszystkim ofiarom zamachów terrorystycznych. Fani Slasha wpadli więc na pomysł, aby w trakcie tej piosenki rozświetlić Atlas Arenę światełkami telefonów komórkowych, na znak solidarności ze zmarłymi i ich rodzinami. Akcja otrzymała nazwę „Światełko nadziei”. To wyglądało na tyle bajecznie, że Myles przerwał śpiew i wykrzyknął: „O mój Boże, zobaczcie!”, a Todd Kerns i Frank Sidoris pokazywali sobie wzajemnie światełka na płycie i trybunach. Myles niewerbalnie swój zachwyt wyraził kilkakrotnie w trakcie „Starlight”, a werbalnie jeszcze po zakończeniu piosenki. Podobnie jak to miało miejsce z fruwającymi cylindrami, Todd, Frank i Brent udostępniają teraz na Facebooku i Twitterze całą masę filmików, na których widać choć kilka minut „Starlight”. Obaj pełni podziwu.
Następnie usłyszeliśmy „The Dissident”, kolejny z promowanego właśnie albumu Slasha „World on Fire”, i „Rocket Queen” Guns N'Roses. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że solówka do tego numeru w wykonaniu Slasha, potrafi na żywo trwać ponad 40 minut. W Atlas Arenie grał ją niestety tylko przez dwanaście, ale i to wystarczyło, aby zobaczyć, że mamy do czynienia z mistrzem wariacji i improwizacji.
Kolejne dwa numery, jakie zaprezentował zespół , to „Bent to Fly”, tytułową piosenka z „World on Fire” oraz „Anastasia”, po której Slash zapowiedział gościa specjalnego. Wywołana przez gitarzystę jako „zajeb... piękna i zdolna”, na scenę wyszła... Doda i wykonała „Sweet Child of Mine”. Jej występ wzbudził skrajne emocje. Od zachwytu, po krytykę, iż artysta taki jak Slash, nie powinien błaźnić się występami z pseudo-artystkami, takimi jak Doda. Szerzej o technicznej stronie duetu, pisaliśmy wczoraj. Zobacz: Szokująco zły duet Slasha w Łodzi..
W tym miejscu przytoczymy tylko wypowiedź naszej rodowitej wokalistki, odsłaniającą kulisy jej występu z legendarnym gitarzystą:
opowiadała dzień po koncercie Doda, w rozmowie z jednym z portali internetowych.
Koncert zakończył wielki hit Velvet Revolver - „Slither”, w który band wplótł cover zespołu Bad Company "Feel like making love" ale zespół wrócił jeszcze na bis i zaprezentował „Paradise City”, po zakończeniu którego muzycy rzucali kostki do gry na gitarze w stronę widowni. Slash, Myles i The Conspirators sceny schodzili w deszczu confetti, który rozniósł się aż na publiczność. Bez wątpienia legendarnemu gitarzyście, koncert w Łodzi musiał spodobać się bardzo, gdyż wspominał o nim, na swoim profilu na Twitterze aż trzy razy:
Choć Atlas Arena nie była wypełniona po brzegi, można było zobaczyć ludzi w każdym wieku. Od rodziców, którzy mieli na rękach roczne dzieci, po małych chłopców przebranych za Slasha i całe pokolenia rodzin. Byli także fani z Japonii, Anglii i wielu innych państw całego świata.
Po koncercie przyszedł czas na spotkanie z fanami. Nie jest tajemnicą, że muzyk bardzo chętnie kontaktuje się z wielbicielami, poprzez media społecznościowe. Z ochotą odpisuje na wiadomości, wprowadza ludzi za kulisy. Tak też było i tym razem. Kilkoro ludzi, obserwowanych przez Slasha na Twitterze, otrzymało od muzyka specjalne przepustki na spotkanie po koncercie. Wśród szczęściarzy byłam ja . Choć spotkanie z samym Slashem trwało bardzo krótko, Todd Kerns, Brent Fitz i Frank Sidoris przesiedzieli z nami ponad godzinę, w trakcie której przegadaliśmy mnóstwo różnych tematów. Aż trudno uwierzyć, że piątek 20 listopada, przeszedł już do historii.
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX